Cześć, kochani! Misie!
Dziś chciałabym przywołać misia i to nie jakiegoś takiego zwykłego misia, ale Misia Paddingtona. Chyba - bo nie mogę zaręczyć - oglądałam Paddingtona jak byłam mała. Wikipedia wskazuje, że to całkiem możliwe, więc zakładam, że właśnie stąd znam tego uroczego zwierza w niebieskim płaszczyku i czerwonym kapeluszu. Ale tak między bogiem a prawdą, nie jestem w stanie sobie przypomnieć nic więcej z mojego dzieciństwa, co by dotyczyło Paddingtona i mojej przygody z nim. A i możliwe, że - kiedyś tam, z 15 lat temu - słyszałam fragmenty książek o misiu. U mnie w podstawówce była akcja "Cała Polska czyta dzieciom", na każdej długiej przerwie jakiś nauczyciel czytał coś dla dzieci, pamiętam Harry'ego Pottera i Mikołajka, co do Paddintona nie jestem pewna, ale pasuje mi do konwencji tych spotkań. Swoją drogą, ciekawa jestem czy ta akcja jest ciągle kontynuowana, bo pamiętam, że to uwielbiałam.
W każdym razie - ostatnio Miś Paddington powrócił do mnie z impetem. Nie wiem, co się dokładnie stało, że nagle sobie o nim przypomniałam, ale doszłam do wniosku, że ten nowy film fabularny zobaczyć po prostu muszę, tym bardziej, że sam miś jest zrobiony prześlicznie. Zazwyczaj nad niczym się tak nie zachwycam, ale słuchajcie - spójrzcie na tę jego piękną twarzyczkę, nosek, oczka i to ubranko. Sam cukier. Do tego Paddinton jest tak rozczulająco naiwny, kocha marmoladę i mówi takim pięknym, uroczym angielskim (oglądałam w oryginale, ponieważ mój chłopak nie znosi polskiego dubbingu, więc poszłam na ustępstwa, czego się nie robi dla Paddingtona!). Mój zachwyt nie miał końca, no zakochałam się i nie wiem dodatkowo dlaczego. Przecież to miś, miś z Darkest Peru, ale ciągle tylko nieistniejący pluszak. Nie wiem, co mi ten miś zrobił, ale do teraz jestem rozczulona i wzruszona jak myślę o tym pięknym zwierzu.
Ale przejdźmy do samego filmu, bo przecież to chyba najważniejsze. Paddington - bo tak nazywa się film - pojawił się w polskich kinach ponad rok temu, ponad miesiąc po premierze światowej. I tak niezły czas, jak dla mnie. Reżyserem i współscenarzystą jest Paul King, który wcześniej zrobił tylko Bunny and the Bull, raczej niezbyt znany, niezależny film (który możecie sobie zobaczyć na iPli, ja może skorzystam). Jeśli chodzi o obsadę, to mamy też parę znanych nazwisk: Hugh Bonneville (Downton Abbey) gra Henry'ego, Sally Hawkins (Kwiat Pustyni) wciela się w Mary, a głosem Paddinton jest Ben Wihshaw (fangirling bardzo mocno). Poza tym w obsadzie znajdziemy Petera Capaldiego czy Nicole Kidman. Prawda, że zachęcająco? Bardzo nawet.
Ja polecam bardzo, polecam bardzo. Bo to półtorej godziny czystej, bezpretensjonalnej zabawy i wzruszeń (no ja przepraszam bardzo, ale mnie miś, śpiący na deszczu na ławce, łamie serce). Nie spodziewajmy się tutaj kina wysokiej klasy, przemyśleń czy szalonej fabuły. Tutaj dostaniemy coś, co będzie dla nas "comforting", doda nam otuchy po ciężkim, smutnym i męczącym dniu. Najlepiej zamówić sobie pizzę z salami, nałożyć maseczkę na twarz i poprzeżywać film jakby się było dzieckiem.
Dla ciekawych - podobno ma powstać druga część Paddingtona. Zapowiadana jest na 2017 rok.
13/20 w skali Marii
Oryginalny tytuł: Paddington || Reżyseria: Paul King || Premiera: 2015 || Produkcja: Francja, Wielka Brytania || Gatunek: familijny, przygodowy, komedia
13/20 w skali Marii
Oryginalny tytuł: Paddington || Reżyseria: Paul King || Premiera: 2015 || Produkcja: Francja, Wielka Brytania || Gatunek: familijny, przygodowy, komedia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz