środa, 13 kwietnia 2016

Awaria - Aleš Čar #23

Cześć!

Dzisiaj znów mam dla was... literaturę słoweńską! Wiem, że wszyscy się cieszycie, ponieważ nigdy u mnie nie można przeczytać nic o słoweńskich książkach, a już tym bardziej o opowiadaniach, prawda? Żartuję oczywiście! Dziś znów szybki, krótki post. Również nie polecam tego zbioru opowiadań jakoś bardzo mocno, pewnie nigdy nie wpadnie wam w ręce i nie macie czego żałować. Ja bym się bez tych opowiadań obyła, ale cóż służba nie drużba. Czytać lektury trzeba. Co mogę powiedzieć? Jest to druga książka Cara wydana w Polsce i ostatnia w sumie. Może coś się kiedyś pojawi, ale nie sądzę, przyznam szczerze. Na lubimyczytać, mamy jeszcze dwie pozycje, ale są po słoweńsku, a nie sądzę, żeby tego bloga czytali ludzie, posiadający tą niezwykłą umiejętność. Ja, mimo że słoweński znam, za Cara brać się nie będę. Za dużo książek do czytania mam innych. O swoich planach opowiem na końcu. 

W Awarii opowiadania się znacznie dłuższe niż w Made in Slovenia, jest ich około dziesięciu jeśli się nie mylę, na dwustu stronach. Ale nie przejmujcie się, książka nie jest długa, ponieważ czcionka w niej, jest absurdalnie, absurdalnie duża. Co niestety utrudnia czytanie, nie pomaga. Mała ilość tekstu na stronie to wcale nie taki dobry pomysł. Awarię czytało mi się gorzej niż Made in Slovenia, mimo że objętość podobna, może dlatego, że Awaria była o wiele mniej zróżnicowana niż zbiór opowiadań, który czytałam ostatnim razem. Przyznam, że tutaj przede wszystkim mamy alkohol, narkotyki, seks i zdrady. I tak w prawie każdym opowiadaniu, nudy koszmarne. Poza tym, niektóre historie opowiedziane w Awarii gubią swój sens. Kwestia tłumaczenia, które jest fatalne i w ogóle nie dopasowane do standardów języka polskiego. Nie wiem, jak ja widzę słowo cool zapisane jako kul, to nóż mi się w kieszeni otwiera, żeby poderżnąć mi gardło. Ja rozumiem, że w Słowenii się zapisuje cool jako kul, ale w Polsce nie bardzo. I zęby bolą od patrzenia na takie potworki, których było tak całkiem sporo. Jeśli chodzi o błędy to był jeden, który pojawił się dwa razy - a moje oczy prawie krwawiły. Otóż, w książce użyte jest słowo: JADŁODALNIA nie JADŁODAJNIA. Słuchajcie, aż zwątpiłam. Myślałam, czy to przypadkiem nie jest jakaś występująca oboczność, no i sprawdziłam, okazało się, że nie. Nie wiem, co za korektor przepuścił takiego babola, ale no nie wiem, to poniżej wszelkiej krytyki, jak dla mnie. 

Jak dla mnie te opowiadania są dość wtórne, nudne i na pewno mało odkrywcze, dodatkowo ostatnie jest tak kosmicznie obrzydliwe, że nie będę nawet przywoływać historii w nim zawartej, bo nie chcę nikomu zniszczyć dnia. 

Poza tym, właśnie kończę Orhana Pamuka - Dziwna myśl w mej głowie i obiecuję obszerną recenzje wraz ze zdjęciami. Poza tym zapowiadam epickie starcie z Katarzyną Michalak, która wczoraj wpadła mi w ręce!

Buziaki!

9/20 w skali Marii

Autor: Aleš Čar || Tytuł: Awaria|| Wydawnictwo: Stowarzyszenie Artystyczno - kulturalne Portert || Rok wydania: 2006 || Liczba stron: 253 || Kategoria: literatura współczesna

czwartek, 7 kwietnia 2016

Made in Slovenia - Aleš Čar #22

Panie i panowie, witam na moim blogu!

Dziś, stety i niestety, będę się poruszała w podobnych rejonach, co przy ostatnim poście. I nie, nie chodzi mi o komunizm, ale o literaturę słoweńską. Jestem w sumie ciekawa, czy kogokolwiek interesują te posty, ponieważ literatura słoweńska to tak niszowy temat, że podejrzewam, że wychodzę na super hipsterkę, poszukującą tak trudno dostępnych książek. Kochani, między bogiem
a prawdą, chciałabym, żeby tak było. Niestety, powieści te czytam na studia i podejrzewam, że nie chciałoby mi się ich szukać, gdybym po prostu nie musiała. Ale do rzeczy.

Jak już wspomniałam nie raz i nie dwa. Książki słoweńskie są trudno dostępne, ale znalezienie zbioru opowiadań, o którym dziś napiszę, graniczy z cudem. Ja nie byłam w stanie odnaleźć książki nigdzie. Żadna biblioteka, do której chodzę nie miała tej pozycji w zbiorach, a w internecie nie dało się niczego kupić. Po prostu nie ma. Nakład musiał być maleńki i szybko się wyczerpał, zresztą po książce widać jest, że to raczej offowe i mało profesjonalne wydanie. Zdjęcia zbioru opowiadań nie zrobiłam, bo musiałam go oddać koledze, ale załączę obrazek z sieci. To wszystko sprawia, że moje polecenie tej pozycji lub jej odradzenie mija się z celem. Jestem prawie pewna, że ta książka nie wpadnie nikomu w ręce czy to przypadkiem czy też nie. Chyba że jakiś antykwariat, ale również słabo to widzę. Dlatego doszłam do wniosku, że nie będę się za nadto rozpisywać. 

Pozwólcie, że będę używać nazwisko Car bez ptaszka nad. Przełączanie się między klawiaturą słoweńską a polską (po drodze włącza mi się jeszcze amerykańska) jest dość męczące. W każdym razie, jak już wspomniałam wyżej, zbiór zawiera pięćdziesiąt krótkich opowiadań. Bardzo krótkich. Książka ma raptem 170 stron, więc dostajemy de facto miniaturki literackie. Pierwsze skojarzenie - Etgar Keret. Niestety, kulą w płot. Jakość opowiadań Cara ciężko porównać do Kereta, nie te klasy. Książkę czyta się bardzo szybko, jak dla mnie chwila moment. Czytałam podczas jednego popołudnia, przetykając sobie lekturę grą w Plants vs Zombie. Szło bezboleśnie. I chyba na tym mogłabym skończyć tę opinię, ale nie wypada. Dodam, że zauważalna jest u Cara pewna fiksacja. Temat pojawia się w paru opowiadaniach. Bohaterowie właściwie nigdy nie sprawdzają telefonów/tabletów/laptopów/komputerów swoich partnerów, ale wyjątkowo raz trafiają na sprzęt pozostawiony nikomu i bach! Okazuje się, że druga osoba ich zdradza. W ogóle dużo jest zdrad, trochę seksu. Jest jedno absurdalne opowiadania dotyczący kobiety, która pełniła funkcje publiczne. Spotkała ona jakiegoś Brytyjczyka, który za pokazanie piersi czy ostatecznie seks dostawała od niego po paręset Euro. To wszystko działo się na ulicy. Dodatkowo napiszę, że tekst zwieńczony był morałem: cieszyła się, że jednak się ogoliła. To dobrze świadczy o pewnej dozie absurdów u Cara, ale nie wiem czy to dobrze. Teksty tak naprawdę były mierne, wtórne i dość monotonne. Ot, taki średniak wśród zbiorów opowiadań.

11/20 w skali Marii 

Autor: Aleš Čar || Tytuł: Made in Slovenia|| Wydawnictwo: Biblioteka Balkan || Rok wydania: 2008 || Liczba stron: 172 || Kategoria: literatura współczesna

niedziela, 3 kwietnia 2016

Śmiech za drewnianą przegrodą - Jani Virk + tag ksiąkowy #21

Witajcie!

Trochę mnie nie było, ale wracam. Co prawda nie z przytupem, bo mam dla was trudno dostępną powieść słoweńską. Jak już pisałam parę postów niżej, powieść słoweńska w Polsce jest wydawana rzadko, zazwyczaj jeden tylko autor, inni pojawiają się w małych nakładach, maleńkich. Ciężko cokolwiek kupić, nowej powieści? Nie ma szans. Poza tym - nic ciekawego tak naprawdę się nie pojawia. Przeczytałam wiele słoweńskich książek, które trafiły na rynek Polski i jest zatrważająco źle. Nie licząc paru pozycji, wszystko to, co czytałam to literackie dno. (Nie dajcie się zwieść, Lubimy czytać powie wam, że książki  ŽiŽka to literatura słoweńska, ale w żadnym razie ja bym jej tam nie zakwalifikowała). Do książek, które natomiast mogę polecić zalicza się pozycja - Śmiech za drewnianą przegrodą Janiego Virka. 

Pierwszy raz czytałam ją w październiku, teraz wzięłam do ręki drugi raz z powodu licencjatu i przyznam, że nawet jej powtórna lektura nie była zła. Spodziewałam się łez i wycieńczenia podczas czytania, ale nie. Co prawda, tym razem zauważyłam więcej mankamentów tej powieści, ale nadal mogę ją polecić. I nie tylko jeśli chodzi o literaturę słoweńską, ale ogólnie. Po mojej wcześniejszej wypowiedzi można było wywnioskować, że powieść Virka jest dobra tylko na tle innych książek słoweńskich, ale nie. 

Miejscem akcji książki  jest - przede wszystkim - Lublana, czyli stolica Słowenii w latach pięćdziesiątych XX wieku. Czytamy historię chłopca, pisaną z perspektywy dorosłego o ciężkim życiu. I tak życie Pavla jest ciężkie z dwóch powodów - głównie dlatego, że jest półgłuchy (ludzie wokół sądzą jedynie, że jest głupi, krnąbrny, ot taki półgłówek), ale również z powodu systemu totalitarnego w którym żyje. Z perspektywy Polski często wydaje się, że titoistyczna wersja komunizmu w Jugosławii była bez porównania bardziej delikatna i mniej opresyjna niż w Polsce. Zacznijmy od tego, że podejście do tematu jest złe. To nie wyścigi, czyi komunizm był gorszy i kto najwięcej cierpiał, to nie wyścigi i nie konkurs. W żadnym wypadku. Titoizm przede wszystkim różni się do polskiej wersji komunizmu tym, że opierał się na jednej osobie. Chodzi oczywiście o Josipa Tita, który przez około 35 lat rządził tym krajem (żeby być dokładną napiszę, że przez ten cały czas nie był tylko prezydentem SFRJ, ale także premierem). Ten kult jednostki w powieści Virka jest widoczny. Wszędzie wiszą portery Tita, mówi się o nim, czyta i myśli. Nie pierwszych stronach gazet widać jak prezydent ściska ręce czarnym przywódcom krajów afrykańskich, bo tam również zazdroszczą tego pięknego socjalizmu. Działacze komunistyczni uważali go za boga! Na przykład psychopatyczna nauczycielka Pavla - Mara. 

Tutaj się na chwilę zatrzymam. Jak dla mnie Mara to ciekawa postać, może trochę sztampowa i na pewno zbudowana płasko, ale kiedy wsadzimy ją w odpowiedni kontekst, może zwrócić uwagę. Mara jest nauczycielką Pavla, działaczką komunistyczną, walczyła partyzantce. Teraz podjęła się nauczania małych pionierów w szkole podstawowej. Mara jest pierwszą nauczycielką Pavla. Na przykładzie towarzyszki Mary - jak dla mnie - widać mechanizm ze Zniewolonego dzieciństwa Alice Miller. Kobieta ma nad sobą człowieka, którego kocha ponad wszystko, utożsamia z bogiem (jest nim Tito) i przy okazji potrzebuje ofiary, kogoś słabego według niej, kogoś, kto nie podejmie obrony, bo a) jest w takiej sytuacji w jakiej jest (szkoła, a tym bardziej komunistyczna szkoła, to nie miejsce by się buntować, szczególnie jak się ma 7 lat) b) jest za słabe, żeby cokolwiek zrobić, c) jest osamotnione, nie ma nikogo, kto by się wstawił za chłopca, bo wszyscy są w podobnej sytuacji. Pavel nie wyrasta na człowieka, którego Mara zniszczyła (kobieta biła chłopca, kazała mu klęczeć w kącie, wyzywała go), ponieważ znajduje ujście swojej nienawiści. Przestaje chodzić do szkoły, wagaruje, jak i również żyje w świecie wyobraźni. Oderwanym od Mary, szkoły czy tego, że Pavel jest taki chudziutki, że czapka pioniera ledwo trzyma się na jego malutkiej główce.

Historia Mary miesza w sobie również dwa powody przez które życie Pavla okazało się tak ciężkie. Głuchota i ustrój. Przez 13 lat swojego życia Pavel wiedział, że nie słyszy dobrze, ale nie został nigdy zdiagnozowany. Z perspektywy współczesnego człowieka to coś niewyobrażalnego. Pavel już jako małe dziecko otrzymałby aparat słuchowy i żyłby jak wszystkie inne dzieci. Tutaj jego głuchota jest niezauważana, dopiero wujek, u którego mieszka Pavel wysyła go do zakładu dla głuchoniemych dzieci. Wspominam o tym krótkim epizodzie w życiu Pavla, ponieważ zakład, w którym chłopak mieszka to miejsce absolutnie przerażające. Straszne. Chłopcy śpią w jednej wielkiej sali, bez podziału na wiek. Pavel jest w pokoju z maluszkami, parolatkami. Dzieci codziennie moczą się do łóżek, a odpowiedzią sanitariuszy jest budzenie ich w nocy, a nie zastanawianie się dlaczego się tak dzieje. Okropne, zastanawiające. Nie jest tajemnicą, że komunizm spychał ludzi niepełnosprawnych na margines społeczeństwa, ale jak dla mnie ten fragment był naprawdę poruszający. 

Trochę już o tej powieści opowiedziałam, ale chyba nie oddałam meritum do końca. Ważnym elementem książki, który średnio mi się podobał, ale to tylko moja własna opinia, jest ta dziwaczna fiksacja na temat kobiet. Może ta fiksacja nie jest wcale fiksacją i może chodzi tylko o to, że poczucie braku miłości pcha Pavla w długie, monotonne wyobrażanie sobie sutków, pośladków, miękkich jak chmura ud i tak dalej. Zdarzają się dość obszerne akapity, gdzie Pavel wyobraża sobie kobiety. Za dużo, za długo i zbyt często to robi. Książka jest krótka a tych fragmentów procentowo całkiem pokaźnie. Ok, jeszcze dodam - język jest w porządku, jak dla mnie czasem Virk idzie w banał. Nie jest to może wybitna powieść, ale przeczytać się da, wciągnąć też i potem o tej pozycji porozmyślać również! Polecam wam!

14/20 w skali Marii 

Autor: Jani Virk || Tytuł: Śmiech za drewnianą przegrodą|| Wydawnictwo: Czarne || Rok wydania: 2007 || Liczba stron: 215 || Kategoria: literatura piękna



A teraz jako dodatek do postu szybki tag! Został zorganizowany przez Darię adminkę Mini maratonów. Ale wszystkie pomagałyśmy. Jeżeli przypadkiem akurat masz ochotę na ten tag, zapraszam! A tym razem lecę, pędzę! Przyznam, że nie czytałam wcześniej kategorii, ale chyba sobie dam radę!

1. Ann Wars dla Ola G., czyli książka, podczas czytania której nie zauważyłeś, że dotarłeś do końca (bo była taka dobra). - Pamiętam, że kiedyś zatopiłam się w innych światach, a dokładnie w Turcji i przeczytałam "Zabójcę z miasta moreli" Witolda Szabłowskiego w parę godzin. Jest to fenomenalny zbiór esejów, reportaży. Pokazuje jak fascynującym i nieoczywistym miejscem jest współczesna Turcja!

2. Aoi Akuma dla medyk, czyli ulubiona krwawa książka. - To jest całkiem trudne, ponieważ mało czytam krwawych książek, a w ostatnich latach prawie w ogóle, alee... ale... To na pewno nie będzie ulubiona książka, ale pamiętam, że bardzo mi się podobała "Lot bocianów" Jean-Christophe Grange'a. 

3. bookworm dla Just yśka, czyli ulubiony młodzieżowy wątek miłosny. - Jej, nie pamiętam, kiedy czytałam coś młodzieżowego, ale to musiało być dobrych parę lat temu. Z sentymentu powiem, że lubiła romans z książki Meg Cabot "Dziewczyna Ameryki", kto pamięta w ogóle tę powieść? Pamiętam, że nie mogłam się doczekać drugiej części!

4. Doomisia dla Suomi, czyli bohaterka mająca wiele kreatywnych pomysłów. -  Tutaj dam Stefcię Ćwiek z "Stefci Ćwiek w szponach życia"  Dubavki Ugresic. 

5. Jellyfish dla JustinaJ, czyli książka, która wciągnęła się od pierwszych stron (i nie mogłeś się od niej oderwać) - Tutaj chyba mogę umieścić kryminał Zygmunta Miłoszewskiego "Uwikłanie", który bardzo mi się podobał i przeczytałam go w jeden dzień. Nie potrafiłam się oderwać od czytnika. 

6. Just yśka dla bookworm, czyli ulubiona polska książka. - Wreszcie coś prostego. Moja ukochana książka, najukochańsza na świecie, czyli przepiękna powieść Stanisława Dygata "Pożegnania". Polecam nieskończenie.

7. JustinaJ dla Jellyfish, czyli książka, w której akcja toczy się spokojnie, ale ma też jedno lub kilka mocnych wydarzeń, które tobą wstrząsnęły. - No to może "Śmiech za drewnianą przegrodą" Janiego Virka i moment z zakładu dla głuchoniemych dzieci w Lublanie.

8. KittyAilla dla Ola K., czyli bohaterka z uzależnieniem. - Nie jest to, co prawda moja ulubiona książka, nawet jakoś bardzo mi się nie podobała, ale mówi o często zapomnianym problemie, a mianowicie - kobieta też może być alkoholikiem, czyli "Nocne zwierzęta" Pauliny Pustkowiak

9.Maria Włodarska dla Patrycja 'Pyciaaa', czyli powieść, którą przeczytałeś w jeden dzień. - Dużo jest takich książek, ale z czystym sercem mogę polecić "Tęskniąc z Kissingerem" Etgara Kereta, absolutnie fenomenalny i wciągający zbiór krótkich opowiadać. Niezwykła pozycja, uwielbiam Kereta!

10. medyk dla Aoi Akuma, czyli modna książka, na którą musiałeś trochę poczekać, zanim ją przeczytałeś - A tutaj umieszczę "Baśniobór" Brandona Mulla. Słyszałam o tej książce wiele razy, zanim po nią sięgnęłam, bardzo popularna. I przyznam, że mi się spodobała również!

11. Meredith dla WiktoriaCzytaRazemZWami, czyli bohater, który ma swoją bratnią duszę. - Tę kategorię potraktuję trochę na opak i zaproponuję "Kwietniową czarownicę" Majgull Axselsson. Przeczytajcie i dowiecie się o, co mi chodzi. 

12. Ola G. dla Ann Wars, czyli książka, w której zachwycił cię świat/miejsce, gdzie dzieje się akcja - Dwa słowa: HARRY POTTER

13. Ola K. dla KittyAilla, czyli książka, w której nie występuje wątek miłosny. - "Los utracony" Imre Kertesza. Absolutnie przepiękna i bolesna książka dotycząca Holocaustu, obozów koncentracyjnych, ale również  tym, co to znaczy być człowiekiem, kiedy człowieczeństwo umarło. 

14.Oxuria dla Paulina Balcerzak, czyli książka, w której występuje więcej niż dwóch głównych bohaterów - "Balladyny i romanse" Ignacego Karpowicza. Trudno nawet nazwać wszystkich bohaterów książki głównymi, ale chyba trzeba by było, bo w tej powieści każda postać jest tak samo ważna.

15. Patrycja 'Pyciaaa' dla Maria Włodarska, czyli ciekawa książka z gatunku, za którym nie przepadasz. - Zdecydowanie fantastyka to nie jest para moich kaloszy, a Gra o tron, jak i cała saga Martina bardzo mi się podobały. 

16. Paulina Balcerzak dla Oxuria, czyli książka z najładniejszą okładką. - Jedną z najładniejszych, najciekawszych okładek jak dla mnie jest okładka książki Filipa Spingera "13 pięter"

17. Suomi dla Doomisia, czyli książka w wiosennym klimacie - Tutaj chyba warto wpisać "Świnię w Prowansji" Georgeanne Brennan. Jak dla mnie lekka książka wiosenna, fanom kuchni na pewno się spodoba. 

18. WiktoriaCzytaRazemZWami dla Meredith, czyli książka z idealnym miejscem akcji - drugi raz dwa słowa: HARRY POTTER.

Uf, trochę mnie to pracy kosztowało, ale skończone! Jupi! Chciałabym przy okazji zaprosić na mojego fanpeja, którego od jakiegoś czas ogarniam, niestety bez skutecznie. Jeśli macie ochotę polajkować mnie, zapraszam. A jak nie - to do zobaczenia z następną książką!