wtorek, 9 lutego 2016

W cieniu 2012 #9

Cześć i czołem, panowie i panie!

Dziś znowu pojawia się na blogu recenzja filmowa. Głównie dlatego, że czytanie "Lata przed zmierzchem" Doris Lessing zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałam, w między czasie słuchałam "Amerykańskich bogów",  przyjmowanie audiobooka jednak trwa bardzo długo.

W międzyczasie obejrzałam film, który od dawna chciałam zobaczyć.  Z moich obliczeń wynika, że w sumie od prawie czterech lat. Przede wszystkim uwiódł mnie plakat. (Zobaczcie, siedzi z boku!). Długo używałam go jako zakładki (miałam go w formie ulotki), potem zgubiłam, o filmie zapomniałam. Jestem jednak fanką "sztuki" czeskiej więcej doszłam do wniosku, że chętnie obejrzę, tym bardziej, że mój chłopak jest jeszcze większym fanem czechowatości niż ja.

Możecie wierzyć lub nie, ale nie czytam opisów filmów, które chcę zobaczyć. Nie lubię wiedzieć o czym jest film, książka, cokolwiek. Nie chodzi o spoilery, ale przede wszystkim o to, że wolę się nie uprzedzać. Czasami tematy w książkach czy filmach mogą mi nie odpowiadać i wolę jednak mieć bardzo mgliste pojęcie. Nie patrzę na recenzję. Czas na takie rzeczy jest przede wszystkim po seansie, żebym mogła się odnieść, porównać spostrzeżenia, zgodzić lub nie. Czasami mam takie poczucie, że słowa innych ludzi dość znacznie wpływają na moje opinie - szczególnie te negatywne. A wolę mieć wolne myśli.

Film "W cieniu" chciałam zobaczyć, ponieważ spodziewałam się czeskiego filmu noir, osadzonego w klimacie kraju komunistycznego. Krótko mówiąc - spodziewałam się "Złego" Tyrmanda na ekranie. Można powiedzieć, że miałam dość duże oczekiwania (ten plakat!). No i dostałam... cóż... dostałam marny, dość wtórny film o dobrym policjancie, który podejmuje walkę ze służbami bezpieczeństwa, które spiskują przeciwko Żydom. I jak teraz to piszę, to nawet sensownie brzmi, ale to zdecydowanie film, który zrobiony jest na modłę polskich filmów historycznych, które ukazywały się w ostatnich latach. Nudne, plastikowe postacie, które pełnią przede wszystkim funkcję, nie są prawdziwymi ludźmi. Jest zły komunista, dobry policjant, wspaniała żona, syn urwis. Zbyt prosto, zbyt schematycznie. Ciekawszą postacią jest Niemiec, ale potraktowany jest po macoszemu - niby jest skomplikowany, niby był w więziony, niby nie wiadomo czy on jest dobry czy nie. To chyba najbardziej rozczarowująca rola, ponieważ daje miejsce na pokazanie czegoś, ale jest dość szybko i sprawnie uciętą, zgaszona.



"W cieniu" to czesko-polska koprodukcja , ale raczej nie zobaczymy na ekranie żadnych polskich aktorów. To dobrze, wolałabym darować sobie oglądanie Więckiewicza setny raz. Niektóre sceny były kręcone na terenie polski i PISF maczał palce w produkcji, zdjęcia robił Adam Sikora (Cztery noce z Anną, na przykład). Jeśli chodzi o aktorów to warto przede wszystkim wspomnieć o dwóch - Ivanie Trojanie, który grał detektywa Hakla -  i  Sebastianiu Kochu. Pierwszy jest zdecydowanie jednym z bardziej popularnych czeskich aktorów, ma za sobą rolę w "Samotnych" czy "Braciach Karamzow". Drugiego natomiast można pamiętać z genialnego niemieckiego filmu "Życie na podsłuchu". I faktycznie, Koch grał najlepiej i nie pozostawił miejsca na innych. Nie pokusiłabym się jednak na stwierdzenie, że warto obejrzeć ten film dla niego. Moim zdaniem - to produkcja na tyle średnia, że można jej nie oglądać. Jak ktoś chce - niech sięga, są całkiem dobre zdjęcia na przykład. Jednak sądzę, że lepiej włączyć sobie "Życie na podsłuchu", ponieważ film do pewnego stopnia dotyka tych samych problemów, a jest o niebo lepszy.

No dobrze, ale co jest złego w tym filmie. Napisałam o dość naiwnej, wtórnej historii, niezbyt dobrze wykreowanych postaciach, papierowych, bardzo funkcyjnych. W moim odczuciu ten film ciągnie pewne wątki, a potem nagle je urywa. To najlepiej widać w historii Niemca, dowiadujemy się, że był w radzieckim obozie, ma córkę, żonę, nie widział ich, był esesmanem. I tyle, ni mniej, ni więcej. Reżyser dał nam trochę informacji, ale wątku nie rozwinął, trochę jakby powiedział sobie "nie, to film nie o tym, ale sam nie wiem, może i o tym". Poza tym - to co robią postaci w tym filmie jest tak nieskończenie absurdalne. Nie chcę tutaj spoilerować wam, ale Hakl się raczej nie popisuje inteligencją, opanowaniem i zdrowym rozsądkiem. Miota się przed większość filmu, sam nie wie, co ze sobą zrobić. Tu pójdzie, tam pójdzie, tego oskarży i tamtemu na wtyka. Powyzywa kogoś. Bez ładu i składu. Chaos i nieuporządkowanie.

Słuchajcie, ja rozumiem, że to do pewnego stopnia film ważny, nie tylko dla Czechów, ale również w dużym stopniu dla ludzi z byłego bloku wschodniego, ale jego wykonanie jest po prostu złe. Dostajemy "rozliczeniową" i nawiną bajkę, dość jednostronną i na pewno wtórną. Temat potraktowany jest powierzchownie, mam poczucie, że to taki szklony film, dla dzieciaków, żeby się czegoś nauczyły, wartości artystycznej tam niewiele.

9/20 w skali Marii 

Oryginalny tytuł: Ve stinu || Reżyseria: David Ondříček|| Premiera: 2015 || Produkcja: Czechy, Słowacja, Polska || Gatunek: dramat, kryminał, thriller

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz